Mało brakowało, a efekt końcowy byłby zupełnie inny, aż boję się pomyśleć jaki ehh. A wszystko dlatego, że zachciało mi się zabawy z masą cukrową, na dodatek własnej roboty, którą zrobiłam dzień wcześniej. Owinięta szczelnie w folię i zamknięta w szczelnym pojemniku czekała aż tort będzie gotowy. Niestety rano okazało się, że masy cukrowej nie da się rozwałkować, kruszy się, nie daje się zagnieść. Miałam do wyboru albo ją wyrzucić, albo ratować. I wtedy przyszło mi na myśl, że możne mam za mało ciepłe dłonie więc włożyłam na chwilę do mikrofalówki. I bingo! Masa zaczęła być podatna na gniecenie. Ten prosty sposób uratował mój tort :)
A poniżej jest efekt końcowy. Wiadomo, że do ideału mu daleko i nie zmienię profesji, ale jak na mój pierwszy raz i napotkane trudności to i tak jestem z siebie dumna :P